sobota, 3 maja 2014

Chapter Three

                - Co? Zachciało się pieniędzy, hm? A może byłeś nieszczęśliwie zakochany i miałeś zamiar je wszystkie zabić przez swoje niespełnione marzenia i ciche rządze? –  Niall wkroczył do sali wraz z towarzyszącym mu głośnym hukiem wejściowych  drzwi.
                Zmierzył dokładnie wzrokiem chudego lecz niezwykle wysokiego chłopaka siedzącego na małym krześle. Wydawał się on trząść z zimna emanującego od nieprzyjaznych murów jednak można by się zastanowić nad tym, czy to nie jest spowodowane najzwyklejszym strachem. Siedział cicho skulony jedynie jakby w transie kopiąc butem metalową nogę stolika i tępo się w nią wpatrując.
                - To nie byłem ja! Nie zabiłem ich! – wykrzyknął z lekkim przerażeniem podnosząc wzrok na Horana.
                - Nie unoś się i nie psuj sobie nerwów. Złość piękności szkodzi, a idealnym przykładem tego jest Niall – zaśmiał się ironicznie Oliver wchodząc do pomieszczenia zaraz za Irlandczykiem, który słysząc słowa swojego kolegi teatralnie przewrócił oczami.
                - Ale to nie byłem ja... Przysięgam.
                - Wytłumacz mi w takim razie co robiłeś w czwartek i dzisiaj pod domami ofiar,  bo nie mogę sobie tego w żaden możliwy sposób wytłumaczyć... Proszę, czekamy - odparł Niall nieco spokojniejszym głosem choć mimo tego mógł usłyszeć cichy chichot Olly’ego połączony z „A nie mówiłem? Złośnica”.
                - To on mi kazał tamtędy chodzić i sprawdzić czy jeszcze żyją - wyjąkał Harry bliski płaczu.
                - Kto taki? – blondyn niemalże wyczuł jak stojący za nim Oliver unosi brwi ku górze.
                - Nie wiem... Brakowało mi pieniędzy, więc...
                - Styles, błagam cię, twoja matka i ojczym nie należą do najbiedniejszych, są znanymi w całym Londynie lekarzami i siedzisz przed nami w ubraniach z najwyższych półek. Mów prawdę! - Oliver usiadł przed nim dokładnie skanując jego wyraz twarzy.
                Obaj policjanci wyczuwali nie tylko nutkę kłamstwa w słowach Harry'ego, ale i niewielkie drżenie załamującego się głosu.
                - Przecież mówię! Mam pewien dług, to coś bardzo złego i musze załatwić to tak, aby nikt o tym nie wiedział. To naprawdę duże pieniądze, a ten facet powiedział, że da mi każdą możliwą sumę... Chciałbym, ale nie mogę o tym mówić – załkał cicho chowając twarz w dłoniach.
                - W takim razie pójdziesz siedzieć, przykro mi – zniecierpliwiony Niall szturchnął Olivera w ramie na znak, aby podążał do wyjścia.
                - Poczekaj - szepnął Murs zatrzymując go. - Jak dużo pieniędzy?
               - Sto tysięcy funtów -  chłopak z kręconymi włosami podniósł głowę ledwie słyszalnie mamrocząc.
                - Narkotyki? - prychnął Niall starając się zachować spokojny ton głosu jednak czuł jak jego gałki oczne wyskakują z wrażenia z powodu wysokości sumy.
                - Nie – zaśmiał się tępo Harry. - Moje nagie zdjęcia. Tak, to była dziecinna i żałosna głupota, doskonale wiem, ale on je teraz ma i zna każdy mój ruch, a jeśli chcę zostać sławnym i cenionym prawnikiem to nikt ich nie ma najmniejszego prawa ich zobaczyć .- Policjanci mogli wyczuć jeszcze bardziej nasilające się drżenie głosu chłopaka, jednak postanowili to zignorować.
                Niall i Oliver obdarzyli się przelotnymi, lekko zaskoczonymi spojrzeniami.
                - W coś ty się dzieciaku wpakował – westchnął Murs poprawiając się na krześle.
                Oli niemalże machinalnie uwierzył w słowa oskarżonego jednak Niall bez wątpienia odgrywał tu rolę złego gliniarza, którego przekonać było trudniej niż przepłynąć Pacyfik na drewnianej, rozwalającej się tratwie. Mimo tego, że odczuwał on odrobinę współczucia wobec osoby Harry’ego, chciał za wszelką cenę to zamaskować i nie dać się oplątać brudnym gierkom młodego mężczyzny.
                - Po prostu powiedz nam kto ma te zdjęcia, a wyjdziesz z tego cały bez naruszenia reputacji.
                - Nie mogę – Harry otarł spływającą po jego policzku łzę.
                - W takim razie póki co zamiast zostać prawnikiem będziesz sam go potrzebował - prychnął Murs wstając. - Jeśli jeszcze coś będziesz chciał nam powiedzieć wiesz co robić.
*
                - Szkoda mi go, wiesz? - westchnął Murs kiedy razem z Niallem powoli maszerował wzdłuż długiego korytarza prowadzącego do wyjścia, w którym aż cuchnęło od pleśni i wilgoci. Na początku obaj nie ukrywali odrazy z tego powodu, jednak powoli się do tego przyzwyczajali.
                - Nagie zdjęcia - prychnął z kpiną Horan. - Wierzysz w takie bajeczki?
                - Hej, jakby nie było mamy przecież takie samo prawo nie wierzyć mu jak i wierzyć, dobrze to wiesz, Nialler.
                - A jednak bardziej mamy się schylać ku niewierzeniu oskarżonemu. Nie baw się w dobroduszną babunię, Olly. On coś kręci i to da się wyczuć.
                - Histeryzujesz, masz syndrom starej panny - zaśmiał się Murs wpisując kod na panelu znajdującym się obok drzwi tym samym otwierając je. Niall zmierzył kolegę tępym wzrokiem wyklinając go w myślach od najgorszych diabłów jednak kiedy tylko miał zamiar mu odpowiedzieć ugryzł się w język uparcie tłumacząc sobie, że lepiej jest zdobywać sprzymierzeńców niż wrogów.
                - W takim razie usilnie twierdzisz, że Styles za tym stoi, tak? – Murs pośpiesznie wsiadł od strony pasażera do starego, ledwie zipiącego Forda Nialla.
                - Nie sądzę. Może maczać w tym palce, ale nie, to byłoby zbyt proste. Zresztą on nie wygląda na seryjnego mordercę, bardziej na początkującego oszusta jeżeli już chcielibyśmy przypisywać go pod tych złych. To jest przecież bardziej pokręcone niż hiszpańskie seriale, które oglądasz – prychnął Niall przekręcając kluczyk w stacyjce. Na zewnątrz miał pokerową twarz, jednak w środku bił brawa dla samego siebie za to, że w końcu odgryzł się koledze. Niektórzy mimo lat i pracy nigdy nie wydorośleją, prawda?
*
                Do ciemnego pomieszczenia znajdującego się w piwnicy jednej ze starych kamienic żydowskich wszedł wysoki brunet. Zdjął swoją przemokniętą do suchej nitki brązową kurtkę po czym powiesił ją na metalowym wieszaku i strzepnął dłonią krople deszczu znajdującego się na jego roztrzepanych przez chłodny, typowy dla Londynu wiatr włosach. Podszedł do drewnianego, rozpadającego się stołu, który znajdował się na środku pokoju gdzie stały dwie inne osoby.
                - Okropna pogoda, prawda? – powiedział bez żadnego przywitania.
                - Zgadza się, dokładnie tak jak nasza sytuacja – odpowiedział mu inny głos. – Co teraz masz zamiar zrobić, panie mądry, hm? Nie wygląda to za wesoło, nie próbuj udawać cwaniaka, jest źle i nawet do ciebie już to dotarło
                Brunet przełknął ciążącą gulę w gardle po czym postanowił spróbować uspokoić zdenerwowane spojrzenia, które zaczynały na nim niemiłosiernie ciążyć.
                - Ciągle jesteśmy o krok przed Horanem, nie zapominajcie…
                - Tylko krok, a jakby nie było Styles siedzi w więzieniu, to się dobrze nie może skończyć. Póki co nieźle kłamie, trzeba przyznać, ale długo nie pociągnie, znając tą kudłatą zmorę zaraz coś wygada.
                - Przecież każdego z nas mogliby złapać, ciekawe co ty, mój drogi gaduło na jego miejscu byś zrobił. Ja sam nie wymyśliłbym lepszej historyjki, w dodatku spójrzcie, oni mu wierzą. Wyobraźcie sobie, że przecież Hazz może ich namówić, aby dali nam te sto tysięcy funtów – zaśmiał się melodyjnie na wizję pieniędzy w jego dłoniach.
                - Jednak jesteś kretynem. Blondi nie jest przekonany co do tego… A kudłatego kryjesz, bo…
                - Najchętniej bym ci coś odstrzelił – warknął przerywając słowa swojego wspólnika, czuł narastającą bulwersację, która zmierzała do punku, kiedy nie dane było mu już jej powstrzymać.
                - Przestańcie, zaufajmy sobie – syknęła trzecia osoba, która do tej pory milczała. – Naprawdę myślicie, że robaczek da sobie z nami radę? To pewne, że nie. Póki co, Niall przesłuchał…
                - Och, Clarie, równie dobra papla co Styles.
                Brunet nie potrafiąc nad sobą zapanować uderzył pięścią w stół, który z głośnym gruchotem rozpadł się na kilkadziesiąt kawałeczków.
                - Zamknijcie się, powinniśmy współpracować, a nie ciągle się sprzeczać. Takim sposobem pewne jest, że do niczego nie dojdziemy i nas złapią, stawka jest wysoka i musimy nad sobą panować. Blondasek wie tyle co nic. Kilka informacji, które przypadkowo odkrył i czyste kłamstwa świadków.
- W takim razie potrzebujemy intrygi, która zbije go z tropu – niebieskooki brunet zauważył jak jego wspólnicy unoszą brwi w niezrozumieniu, więc pośpiesznie wyjaśnił. – Romans i kolejny trup.
                - Tym chcesz załatwić Horana, a ten cały Murs? Nie zapominaj o tym, że nie jest sam.
                - To idiota z mózgiem ośmiolatka – zaśmiał się wysoki głos, niebieskooki mu przytaknął.
                - Dobrze, w takim obrocie spraw kogo tym razem podpalimy? – na twarzy małomównego zielonookiego zagościł złowieszczy uśmiech.
*
                Niall otulił się szczelniej miękkim, bawełnianym kocem. Uśmiechnął się pod nosem ciesząc się upragnioną chwilą wolnego, która wreszcie nastała.
                - Wreszcie odeśpię, oo tak, idealnie – mruknął z nieukrytym zadowoleniem po czym przeciągle ziewnął. – Dobranoc kochani, pocałujcie mnie wszyscy w…
                W tej chwili równie dobrze w ziemię, a dokładnie w elektrownie jądrową mógł uderzyć ogromnej wielkości meteoryt. Powiew gniewu i siła zniszczenia byłaby równa, jeżeliby nie mniejsza niż ta spowodowana sygnałem dzwonka telefonu blondyna. Chłopak zrzucił z siebie koc powodując podmuch wiatru, który strącił kilka opakować po chipsach, jakie były przez ostatnie dni jedynymi posiłkami Nialla.
                - Słucham? – ryknął do słuchawki.
                - Cześć skarbie, a ty widzę, że jak zwykle w bardzo dobrym humorze – do jego uszu dotarł stłumiony chichot nikogo innego jak Olivera Mursa. Brzmienie to stawało się powoli doprawdy znienawidzonym przez Nialla. Spokojnie można by powiedzieć, że Oli pokonał nie tylko takiego przeciwnika jak Grimshawa, ale i nauczycielkę, która uczyła Horana matematyki w liceum.  
                - Co znowu chcesz? – Niall jęknął zbierając swoje ubrania, z zamiarem nałożenia ich na siebie.
                - Podczas gdy ty śpisz, ja coś odkryłem! – Murs niemalże wykrzyczał - O Harrym mogą wiedzieć coś dwie osoby, a dokładniej Grimshaw i Clarie. Nie pytaj, już mówię. Grimshaw, bo jego brat jest nowym mężem Anne, mamy Harry’ego, a cudowna szatynka, która ci się podoba, bo przyjaźni się z jego siostrą. Nie dziękuj, bierz się do pracy.
                Niall miał ochotę wbić sobie ostry nóż w brzuch. W jego głowie dudniło pytanie dlaczego on nie wpadł na to, aby poszukać po rodzinie i znajomych Stylesa. Uderzył się w głowę nie wierząc własnej głupocie.
                - Jaki masz plan? – Olly przypomniał mu o swoim istnieniu dociekliwym głosem w słuchawce.
                - Jadę teraz do Clarie, z Grimshawem skontaktuje się jutro Sheeran – odparł Niall zakładając prawą nogawkę jeansów na lewą nogę.
*
                Irlandczyk niemalże zsunął się po poręczy w dół schodów. Wybiegł z klatki schodowej nadeptując przy tym na ogon kota sąsiadki z dołu za co sznur nieprzyjemnych przekleństw i wyzwisk został rzucony w jego stronę. Wyjął z kieszeni już poprawnie nałożonych spodni klucz do garażu, który włożył w zamek i natychmiastowo, aby nie tracić czasu przekręcił go. Z bramy wydobył się głośny stukot oznaczający, że została ona otwarta. Niebieskooki wszedł do garażu nawet nie fatygując się, aby zapalić światło. Otworzył drzwi swojego granatowego Forda Fiesty od strony kierowcy i pośpiesznie wszedł do środka. Uruchomił auto dzięki czemu odpaliły się wszystkie możliwe lampki.
                Niall niemalże podskoczył ze strachu. Obok niego, siedział sam Nick Grimshaw wraz z poderżniętym gardłem w nadpalonych ubraniach.
                - Boże – krzyknął czując, że robi mu się niemiłosiernie gorąco. – Matko Boska! – wrzasnął jeszcze raz kiedy wyszedł z samochodu.
                Fala lęku przeszła przez jego ciało. Zdenerwowany zmierzwił lewą dłonią swoje mokre od potu spowodowanego strachem włosy i rozejrzał się dookoła.
                - Jeśli chcesz się modlić to idź do kościoła, palancie. Ludzie tu chcą spać! – usłyszał niski, zdenerwowany, męski głos dobiegający zza okna jednego z bloków. Wymamrotał ciche ”przepraszam”, którego zdenerwowany sąsiad nie miał prawa usłyszeć, a następnie obrócił się wokół własnej osi. Nie codziennie w końcu znajduje się martwego Nicka w swoim aucie, prawda?
                Natychmiast wyjął z kieszeni telefon uprzednio sprawdzając czy aby na pewno Grimshaw wciąż siedzi w jego aucie po czym próbował znaleźć numer Olly’ego.
                - Przed snem wyklinasz, aby wzięli go diabli, a jak coś złego się stało to od razu dzwonisz do niego, mądrze, Niall – wyjąkał sam do siebie trzęsącymi rękami wystukując szereg cyfr.
                - Tak? – po kilku sygnałach usłyszał głos kolegi, który trzeba było przyznać, teraz nie był, aż taki zły jak wcześniej. Co więcej, brzmiało do jak poniekąd wybawienie z piekła.
                - Oli, przyjeżdżaj do mnie, Nick Grimshaw mnie odwiedził – wycedził na jednym wydechu.
                - Co? – zaśmiał się mężczyzna. – Co on niby takiego u ciebie robi?
                - Nie wiem, może chciał się zapytać który zakład pogrzebowy polecam? – przerażony niebieskooki wyjąkał.
                - O czym ty mówisz? – kiedy tylko Anglik usłyszał dźwięk kolegi automatycznie jego  głos od razu przybrał o wiele poważniejszy ton. – Niall, co się stało?
                - Mam zwłoki Nicka, przyjeżdżaj - blondyn opanował głos i jeszcze raz instynktownie rozejrzał się, aby zobaczyć, czy nikogo w pobliżu nie ma. Nie usłyszał już odpowiedzi tylko odgłos zakończonego połączenia.
                Tłumacząc sobie, że nie jest przecież dzieckiem wziął się na odwagę i powolnym, ostrożnym krokiem okrążył samochód znajdując się po stronie pasażera. Następnie delikatnie otworzył przednie drzwi i czujnie się rozejrzał. Wyglądało to na świeżą sprawę, ponieważ krew dopiero zaczynała krzepnieć. Dokładnie zmierzył wzrokiem ciało i w oczy rzuciła mu się kartka, która tkwiła w rękach Grimshawa.
                - Co to jest? – mruknął wyrywając papier z żelaznego uścisku.
                Wyprostował pomiętą kartkę czytając widniejące na niej słowa.
                Cześć Blondi.
                Przestraszony? Ja na twoim miejscu bałbym się i to bardzo. Nie martw się, to dopiero początek, więc będzie więcej o wiele gorszych wrażeń, uwierz. Mam nadzieję, że lubisz tego typu spotkania, jeśli jednak nie, jesteś niestety zmuszony je polubić. Troszeczkę Cię zaskoczyłem, czyż nie? Żałuję, że nie widzę teraz twojej miny, która musi wyglądać cudownie... Z chęcią powiedziałbym ci, że będziesz następny, jednak nie mogę. Musisz jeszcze troszeczkę poczekać na swoją kolej. No ale cóż, nie przeszkadzam, jedź do Clarie i ją pozdrów, może jeszcze będzie żywa i coś ci powie.
Twoja zmora z ciemnych uliczek.

                
***

Nie bijcie! Błagam, a jeśli już to oszczędźcie głowę. Długo czekaliście, podziwiam was za wytrwałość. Siebie za to nie podziwiam, jestem leniem i się do tego przyznaję. Rozdział mi nie wyszedł, wymagałam od siebie więcej. No cóż, liczę jednak na szczere opinie, które bardzo motywują, pamiętajcie. I wiedzcie też, że komentując bardzo mi pomagacie. 
Pomyślałam też, że byłoby fajnie, gdyby blog był nie mój, a nasz. Co to znaczy? Podsyłajcie swoje pomysły. Co mogę dodać, zmienić, może ktoś chciałby zrobić mi piękny zwiastun (teraz się tak pięknie uśmiecham, kocham was, wiecie?) lub macie jeszcze jakieś inne propozycje. Piszcie! Czytam każdy komentarz i nad każdą uwagą się zastanawiam.
Jeśli chcecie być informowani, podawajcie kontakt w komentarzach lub spamie. 

Do następnego, Karola.