sobota, 3 maja 2014

Chapter Three

                - Co? Zachciało się pieniędzy, hm? A może byłeś nieszczęśliwie zakochany i miałeś zamiar je wszystkie zabić przez swoje niespełnione marzenia i ciche rządze? –  Niall wkroczył do sali wraz z towarzyszącym mu głośnym hukiem wejściowych  drzwi.
                Zmierzył dokładnie wzrokiem chudego lecz niezwykle wysokiego chłopaka siedzącego na małym krześle. Wydawał się on trząść z zimna emanującego od nieprzyjaznych murów jednak można by się zastanowić nad tym, czy to nie jest spowodowane najzwyklejszym strachem. Siedział cicho skulony jedynie jakby w transie kopiąc butem metalową nogę stolika i tępo się w nią wpatrując.
                - To nie byłem ja! Nie zabiłem ich! – wykrzyknął z lekkim przerażeniem podnosząc wzrok na Horana.
                - Nie unoś się i nie psuj sobie nerwów. Złość piękności szkodzi, a idealnym przykładem tego jest Niall – zaśmiał się ironicznie Oliver wchodząc do pomieszczenia zaraz za Irlandczykiem, który słysząc słowa swojego kolegi teatralnie przewrócił oczami.
                - Ale to nie byłem ja... Przysięgam.
                - Wytłumacz mi w takim razie co robiłeś w czwartek i dzisiaj pod domami ofiar,  bo nie mogę sobie tego w żaden możliwy sposób wytłumaczyć... Proszę, czekamy - odparł Niall nieco spokojniejszym głosem choć mimo tego mógł usłyszeć cichy chichot Olly’ego połączony z „A nie mówiłem? Złośnica”.
                - To on mi kazał tamtędy chodzić i sprawdzić czy jeszcze żyją - wyjąkał Harry bliski płaczu.
                - Kto taki? – blondyn niemalże wyczuł jak stojący za nim Oliver unosi brwi ku górze.
                - Nie wiem... Brakowało mi pieniędzy, więc...
                - Styles, błagam cię, twoja matka i ojczym nie należą do najbiedniejszych, są znanymi w całym Londynie lekarzami i siedzisz przed nami w ubraniach z najwyższych półek. Mów prawdę! - Oliver usiadł przed nim dokładnie skanując jego wyraz twarzy.
                Obaj policjanci wyczuwali nie tylko nutkę kłamstwa w słowach Harry'ego, ale i niewielkie drżenie załamującego się głosu.
                - Przecież mówię! Mam pewien dług, to coś bardzo złego i musze załatwić to tak, aby nikt o tym nie wiedział. To naprawdę duże pieniądze, a ten facet powiedział, że da mi każdą możliwą sumę... Chciałbym, ale nie mogę o tym mówić – załkał cicho chowając twarz w dłoniach.
                - W takim razie pójdziesz siedzieć, przykro mi – zniecierpliwiony Niall szturchnął Olivera w ramie na znak, aby podążał do wyjścia.
                - Poczekaj - szepnął Murs zatrzymując go. - Jak dużo pieniędzy?
               - Sto tysięcy funtów -  chłopak z kręconymi włosami podniósł głowę ledwie słyszalnie mamrocząc.
                - Narkotyki? - prychnął Niall starając się zachować spokojny ton głosu jednak czuł jak jego gałki oczne wyskakują z wrażenia z powodu wysokości sumy.
                - Nie – zaśmiał się tępo Harry. - Moje nagie zdjęcia. Tak, to była dziecinna i żałosna głupota, doskonale wiem, ale on je teraz ma i zna każdy mój ruch, a jeśli chcę zostać sławnym i cenionym prawnikiem to nikt ich nie ma najmniejszego prawa ich zobaczyć .- Policjanci mogli wyczuć jeszcze bardziej nasilające się drżenie głosu chłopaka, jednak postanowili to zignorować.
                Niall i Oliver obdarzyli się przelotnymi, lekko zaskoczonymi spojrzeniami.
                - W coś ty się dzieciaku wpakował – westchnął Murs poprawiając się na krześle.
                Oli niemalże machinalnie uwierzył w słowa oskarżonego jednak Niall bez wątpienia odgrywał tu rolę złego gliniarza, którego przekonać było trudniej niż przepłynąć Pacyfik na drewnianej, rozwalającej się tratwie. Mimo tego, że odczuwał on odrobinę współczucia wobec osoby Harry’ego, chciał za wszelką cenę to zamaskować i nie dać się oplątać brudnym gierkom młodego mężczyzny.
                - Po prostu powiedz nam kto ma te zdjęcia, a wyjdziesz z tego cały bez naruszenia reputacji.
                - Nie mogę – Harry otarł spływającą po jego policzku łzę.
                - W takim razie póki co zamiast zostać prawnikiem będziesz sam go potrzebował - prychnął Murs wstając. - Jeśli jeszcze coś będziesz chciał nam powiedzieć wiesz co robić.
*
                - Szkoda mi go, wiesz? - westchnął Murs kiedy razem z Niallem powoli maszerował wzdłuż długiego korytarza prowadzącego do wyjścia, w którym aż cuchnęło od pleśni i wilgoci. Na początku obaj nie ukrywali odrazy z tego powodu, jednak powoli się do tego przyzwyczajali.
                - Nagie zdjęcia - prychnął z kpiną Horan. - Wierzysz w takie bajeczki?
                - Hej, jakby nie było mamy przecież takie samo prawo nie wierzyć mu jak i wierzyć, dobrze to wiesz, Nialler.
                - A jednak bardziej mamy się schylać ku niewierzeniu oskarżonemu. Nie baw się w dobroduszną babunię, Olly. On coś kręci i to da się wyczuć.
                - Histeryzujesz, masz syndrom starej panny - zaśmiał się Murs wpisując kod na panelu znajdującym się obok drzwi tym samym otwierając je. Niall zmierzył kolegę tępym wzrokiem wyklinając go w myślach od najgorszych diabłów jednak kiedy tylko miał zamiar mu odpowiedzieć ugryzł się w język uparcie tłumacząc sobie, że lepiej jest zdobywać sprzymierzeńców niż wrogów.
                - W takim razie usilnie twierdzisz, że Styles za tym stoi, tak? – Murs pośpiesznie wsiadł od strony pasażera do starego, ledwie zipiącego Forda Nialla.
                - Nie sądzę. Może maczać w tym palce, ale nie, to byłoby zbyt proste. Zresztą on nie wygląda na seryjnego mordercę, bardziej na początkującego oszusta jeżeli już chcielibyśmy przypisywać go pod tych złych. To jest przecież bardziej pokręcone niż hiszpańskie seriale, które oglądasz – prychnął Niall przekręcając kluczyk w stacyjce. Na zewnątrz miał pokerową twarz, jednak w środku bił brawa dla samego siebie za to, że w końcu odgryzł się koledze. Niektórzy mimo lat i pracy nigdy nie wydorośleją, prawda?
*
                Do ciemnego pomieszczenia znajdującego się w piwnicy jednej ze starych kamienic żydowskich wszedł wysoki brunet. Zdjął swoją przemokniętą do suchej nitki brązową kurtkę po czym powiesił ją na metalowym wieszaku i strzepnął dłonią krople deszczu znajdującego się na jego roztrzepanych przez chłodny, typowy dla Londynu wiatr włosach. Podszedł do drewnianego, rozpadającego się stołu, który znajdował się na środku pokoju gdzie stały dwie inne osoby.
                - Okropna pogoda, prawda? – powiedział bez żadnego przywitania.
                - Zgadza się, dokładnie tak jak nasza sytuacja – odpowiedział mu inny głos. – Co teraz masz zamiar zrobić, panie mądry, hm? Nie wygląda to za wesoło, nie próbuj udawać cwaniaka, jest źle i nawet do ciebie już to dotarło
                Brunet przełknął ciążącą gulę w gardle po czym postanowił spróbować uspokoić zdenerwowane spojrzenia, które zaczynały na nim niemiłosiernie ciążyć.
                - Ciągle jesteśmy o krok przed Horanem, nie zapominajcie…
                - Tylko krok, a jakby nie było Styles siedzi w więzieniu, to się dobrze nie może skończyć. Póki co nieźle kłamie, trzeba przyznać, ale długo nie pociągnie, znając tą kudłatą zmorę zaraz coś wygada.
                - Przecież każdego z nas mogliby złapać, ciekawe co ty, mój drogi gaduło na jego miejscu byś zrobił. Ja sam nie wymyśliłbym lepszej historyjki, w dodatku spójrzcie, oni mu wierzą. Wyobraźcie sobie, że przecież Hazz może ich namówić, aby dali nam te sto tysięcy funtów – zaśmiał się melodyjnie na wizję pieniędzy w jego dłoniach.
                - Jednak jesteś kretynem. Blondi nie jest przekonany co do tego… A kudłatego kryjesz, bo…
                - Najchętniej bym ci coś odstrzelił – warknął przerywając słowa swojego wspólnika, czuł narastającą bulwersację, która zmierzała do punku, kiedy nie dane było mu już jej powstrzymać.
                - Przestańcie, zaufajmy sobie – syknęła trzecia osoba, która do tej pory milczała. – Naprawdę myślicie, że robaczek da sobie z nami radę? To pewne, że nie. Póki co, Niall przesłuchał…
                - Och, Clarie, równie dobra papla co Styles.
                Brunet nie potrafiąc nad sobą zapanować uderzył pięścią w stół, który z głośnym gruchotem rozpadł się na kilkadziesiąt kawałeczków.
                - Zamknijcie się, powinniśmy współpracować, a nie ciągle się sprzeczać. Takim sposobem pewne jest, że do niczego nie dojdziemy i nas złapią, stawka jest wysoka i musimy nad sobą panować. Blondasek wie tyle co nic. Kilka informacji, które przypadkowo odkrył i czyste kłamstwa świadków.
- W takim razie potrzebujemy intrygi, która zbije go z tropu – niebieskooki brunet zauważył jak jego wspólnicy unoszą brwi w niezrozumieniu, więc pośpiesznie wyjaśnił. – Romans i kolejny trup.
                - Tym chcesz załatwić Horana, a ten cały Murs? Nie zapominaj o tym, że nie jest sam.
                - To idiota z mózgiem ośmiolatka – zaśmiał się wysoki głos, niebieskooki mu przytaknął.
                - Dobrze, w takim obrocie spraw kogo tym razem podpalimy? – na twarzy małomównego zielonookiego zagościł złowieszczy uśmiech.
*
                Niall otulił się szczelniej miękkim, bawełnianym kocem. Uśmiechnął się pod nosem ciesząc się upragnioną chwilą wolnego, która wreszcie nastała.
                - Wreszcie odeśpię, oo tak, idealnie – mruknął z nieukrytym zadowoleniem po czym przeciągle ziewnął. – Dobranoc kochani, pocałujcie mnie wszyscy w…
                W tej chwili równie dobrze w ziemię, a dokładnie w elektrownie jądrową mógł uderzyć ogromnej wielkości meteoryt. Powiew gniewu i siła zniszczenia byłaby równa, jeżeliby nie mniejsza niż ta spowodowana sygnałem dzwonka telefonu blondyna. Chłopak zrzucił z siebie koc powodując podmuch wiatru, który strącił kilka opakować po chipsach, jakie były przez ostatnie dni jedynymi posiłkami Nialla.
                - Słucham? – ryknął do słuchawki.
                - Cześć skarbie, a ty widzę, że jak zwykle w bardzo dobrym humorze – do jego uszu dotarł stłumiony chichot nikogo innego jak Olivera Mursa. Brzmienie to stawało się powoli doprawdy znienawidzonym przez Nialla. Spokojnie można by powiedzieć, że Oli pokonał nie tylko takiego przeciwnika jak Grimshawa, ale i nauczycielkę, która uczyła Horana matematyki w liceum.  
                - Co znowu chcesz? – Niall jęknął zbierając swoje ubrania, z zamiarem nałożenia ich na siebie.
                - Podczas gdy ty śpisz, ja coś odkryłem! – Murs niemalże wykrzyczał - O Harrym mogą wiedzieć coś dwie osoby, a dokładniej Grimshaw i Clarie. Nie pytaj, już mówię. Grimshaw, bo jego brat jest nowym mężem Anne, mamy Harry’ego, a cudowna szatynka, która ci się podoba, bo przyjaźni się z jego siostrą. Nie dziękuj, bierz się do pracy.
                Niall miał ochotę wbić sobie ostry nóż w brzuch. W jego głowie dudniło pytanie dlaczego on nie wpadł na to, aby poszukać po rodzinie i znajomych Stylesa. Uderzył się w głowę nie wierząc własnej głupocie.
                - Jaki masz plan? – Olly przypomniał mu o swoim istnieniu dociekliwym głosem w słuchawce.
                - Jadę teraz do Clarie, z Grimshawem skontaktuje się jutro Sheeran – odparł Niall zakładając prawą nogawkę jeansów na lewą nogę.
*
                Irlandczyk niemalże zsunął się po poręczy w dół schodów. Wybiegł z klatki schodowej nadeptując przy tym na ogon kota sąsiadki z dołu za co sznur nieprzyjemnych przekleństw i wyzwisk został rzucony w jego stronę. Wyjął z kieszeni już poprawnie nałożonych spodni klucz do garażu, który włożył w zamek i natychmiastowo, aby nie tracić czasu przekręcił go. Z bramy wydobył się głośny stukot oznaczający, że została ona otwarta. Niebieskooki wszedł do garażu nawet nie fatygując się, aby zapalić światło. Otworzył drzwi swojego granatowego Forda Fiesty od strony kierowcy i pośpiesznie wszedł do środka. Uruchomił auto dzięki czemu odpaliły się wszystkie możliwe lampki.
                Niall niemalże podskoczył ze strachu. Obok niego, siedział sam Nick Grimshaw wraz z poderżniętym gardłem w nadpalonych ubraniach.
                - Boże – krzyknął czując, że robi mu się niemiłosiernie gorąco. – Matko Boska! – wrzasnął jeszcze raz kiedy wyszedł z samochodu.
                Fala lęku przeszła przez jego ciało. Zdenerwowany zmierzwił lewą dłonią swoje mokre od potu spowodowanego strachem włosy i rozejrzał się dookoła.
                - Jeśli chcesz się modlić to idź do kościoła, palancie. Ludzie tu chcą spać! – usłyszał niski, zdenerwowany, męski głos dobiegający zza okna jednego z bloków. Wymamrotał ciche ”przepraszam”, którego zdenerwowany sąsiad nie miał prawa usłyszeć, a następnie obrócił się wokół własnej osi. Nie codziennie w końcu znajduje się martwego Nicka w swoim aucie, prawda?
                Natychmiast wyjął z kieszeni telefon uprzednio sprawdzając czy aby na pewno Grimshaw wciąż siedzi w jego aucie po czym próbował znaleźć numer Olly’ego.
                - Przed snem wyklinasz, aby wzięli go diabli, a jak coś złego się stało to od razu dzwonisz do niego, mądrze, Niall – wyjąkał sam do siebie trzęsącymi rękami wystukując szereg cyfr.
                - Tak? – po kilku sygnałach usłyszał głos kolegi, który trzeba było przyznać, teraz nie był, aż taki zły jak wcześniej. Co więcej, brzmiało do jak poniekąd wybawienie z piekła.
                - Oli, przyjeżdżaj do mnie, Nick Grimshaw mnie odwiedził – wycedził na jednym wydechu.
                - Co? – zaśmiał się mężczyzna. – Co on niby takiego u ciebie robi?
                - Nie wiem, może chciał się zapytać który zakład pogrzebowy polecam? – przerażony niebieskooki wyjąkał.
                - O czym ty mówisz? – kiedy tylko Anglik usłyszał dźwięk kolegi automatycznie jego  głos od razu przybrał o wiele poważniejszy ton. – Niall, co się stało?
                - Mam zwłoki Nicka, przyjeżdżaj - blondyn opanował głos i jeszcze raz instynktownie rozejrzał się, aby zobaczyć, czy nikogo w pobliżu nie ma. Nie usłyszał już odpowiedzi tylko odgłos zakończonego połączenia.
                Tłumacząc sobie, że nie jest przecież dzieckiem wziął się na odwagę i powolnym, ostrożnym krokiem okrążył samochód znajdując się po stronie pasażera. Następnie delikatnie otworzył przednie drzwi i czujnie się rozejrzał. Wyglądało to na świeżą sprawę, ponieważ krew dopiero zaczynała krzepnieć. Dokładnie zmierzył wzrokiem ciało i w oczy rzuciła mu się kartka, która tkwiła w rękach Grimshawa.
                - Co to jest? – mruknął wyrywając papier z żelaznego uścisku.
                Wyprostował pomiętą kartkę czytając widniejące na niej słowa.
                Cześć Blondi.
                Przestraszony? Ja na twoim miejscu bałbym się i to bardzo. Nie martw się, to dopiero początek, więc będzie więcej o wiele gorszych wrażeń, uwierz. Mam nadzieję, że lubisz tego typu spotkania, jeśli jednak nie, jesteś niestety zmuszony je polubić. Troszeczkę Cię zaskoczyłem, czyż nie? Żałuję, że nie widzę teraz twojej miny, która musi wyglądać cudownie... Z chęcią powiedziałbym ci, że będziesz następny, jednak nie mogę. Musisz jeszcze troszeczkę poczekać na swoją kolej. No ale cóż, nie przeszkadzam, jedź do Clarie i ją pozdrów, może jeszcze będzie żywa i coś ci powie.
Twoja zmora z ciemnych uliczek.

                
***

Nie bijcie! Błagam, a jeśli już to oszczędźcie głowę. Długo czekaliście, podziwiam was za wytrwałość. Siebie za to nie podziwiam, jestem leniem i się do tego przyznaję. Rozdział mi nie wyszedł, wymagałam od siebie więcej. No cóż, liczę jednak na szczere opinie, które bardzo motywują, pamiętajcie. I wiedzcie też, że komentując bardzo mi pomagacie. 
Pomyślałam też, że byłoby fajnie, gdyby blog był nie mój, a nasz. Co to znaczy? Podsyłajcie swoje pomysły. Co mogę dodać, zmienić, może ktoś chciałby zrobić mi piękny zwiastun (teraz się tak pięknie uśmiecham, kocham was, wiecie?) lub macie jeszcze jakieś inne propozycje. Piszcie! Czytam każdy komentarz i nad każdą uwagą się zastanawiam.
Jeśli chcecie być informowani, podawajcie kontakt w komentarzach lub spamie. 

Do następnego, Karola.

sobota, 29 marca 2014

Chapter Two

                Niall cicho zamruczał krzywiąc się ze znacznym niezadowoleniem kiedy poranne promyki słońca leniwie wdarły się do wnętrza jego dość ciemnego pokoju przez niezasłonięte okno co spowodowało niezwykle drażniącą poświatę. Młody mężczyzna niechętnie, ospałym ruchem podniósł się z łóżka, aby zasłonić szybę i dalej móc spokojnie usnąć jednak w tej samej chwili purpurowy budzik stojący na ciemno brązowej półce dość wyraziście dał o sobie znać. Horan wyszeptał pod nosem sznur bardzo dobrze znanych mu przekleństw po czym strącił znienawidzony przedmiot na podłogę, który z głośnym trzaskiem rozbił się na miliony malutkich okruchów niczym bombka choinkowa w rękach małego dziecka. "Masz za swoje", pomyślał mijając plastikowe kawałeczki.
                Trzy godzinny sen mocno dawał się we znaki u Irlandczyka, który był zmuszony przez całą, pozornie krótką drogę do maleńkiej kuchni szczypać i szarpać skórę na swoich bladych dłoniach, tylko po to aby nie zasnąć. Jedyną rzeczą, której nadzwyczaj w tym momencie pragnął była filiżanka mocnej, prawdziwej kawy na rozbudzenie. Niebieskooki w zadziwiająco szybkim tempie zaprzyjaźnił się z  jeszcze całkiem niedawno znienawidzoną kofeiną fakt ten bardzo go przerażał, co nerwy i stres może zrobić z człowiekiem... Odkąd we wtorek Grimshaw mianował go głównym zarządcą w sprawie panny Edwards po dzień dzisiejszy czyli czwartek spał może dziewięć lub dziesięć godzin, to również było dla niego śmiertelną dawką.
                Kiedy tylko chłopak stanął przy kuchennym blacie ocierając oczy sięgnął po mały, elektryczny czajnik, który zapełnił wodą następnie ustawiając go na podstawce i naciskając czerwony guzik. Poprzednią "mantrę", która brzmiała "nie zasypiaj, nie zasypiaj" zastąpiła "ucisz się, ucisz się" połączona z morderczym spojrzeniem posyłanym w kierunku nieustannie gwiżdżącego i bulgoczącego urządzenia gotującego wodę. Niall był już pewien, że oprócz kawy zasmakuje dzisiejszego ranka również przynajmniej dwóch dość mocnych tabletek na ból głowy.
                Zaraz po zalaniu aromatycznie pachnącej kawy wodą z bulgoczącego czajnika chłopak usiadł na zimnych, szarych panelach popijając łykiem gorzkiego, parzącego napoju białe tabletki, których pudełko odnalazł na blacie kuchennym. Horan zignorował ból podniebienia i wielokrotne ostrzeżenia matki na temat picia wrzątku i mieszania leków z kawą. Oparł swoją obolałą głowę o brązową szafkę powoli osuwając się na posadzkę, a jego myśli krążyły  jedynie wokół ukojenia jaki przynosi sen. Chłopak nie widział nawet najmniejszego zakłopotania z powodu narastającego  pulsowania prawej skroni, czuł jak odpływa i nie stawiał temu nawet najmniejszego oporu. Chciał po prostu iść spać.
                W tej samej chwili kiedy z ręki Nialla powoli wyślizgiwała się szklanka z gorącym napojem chłopaka na dobre wybudził głośny trzask drzwi wejściowych.
                – Niańka Olly przybywa na czas... Z małym opóźnieniem, ale powiedzmy, że na czas – Murs wbiegł zdyszany do kuchni głośno krzycząc i rzucając klucze do mieszkania chłopaka na mały, brudny stolik. – O chłopie...
                 Brunet złapał się za głowę widząc nie tylko stan pomieszczenia, ale i swojego przyjaciela z pracy.
                – Z małym – powtórzył sucho Horan uderzając tyłem głowy o szafkę następnie całkowicie zsuwając się na podłogę, której chłód w tym momencie wydawał się być wręcz idealnie kojący.
                Odstawił napój na posadzkę pchając go wierzchem dłoni odrobinę dalej, aby przez przypadek nie wylać jego zawartości na siebie. Miał wystarczającą ilość problemów związanych zarówno z jego zdrowiem psychicznym jak i fizycznym, więc uznał, że kolejny nie jest mu raczej potrzebny do szczęścia.
                – Hej, myślałem, że skoro jesteś dwudziestotrzyletnim policjantem umiesz o siebie w miarę dobrze zadbać oraz pilnować swoich godzin pracy, wyglądasz co najmniej żałośnie. – odparł Olly unosząc ręce do góry po czym strącił brudną, przepoconą koszulkę z drewianego krzesła i usiadł na nim.
                – Całe moje życie jest żałosne, przekopałem sterty akt policyjnych i nic. Rozumiesz? Malik był trzykrotnie jakkolwiek karany... Przez nauczycieli lub dyrektora szkoły. Co prawda raz straszyli go sądem, ale miał nieźle nadzianych rodziców i pieniądze jak zwykle okazały się idealnymi drzwiami do zamknięcia się – wymruczał Irlandczyk wierzchem dłoni bezwiednie jeżdżąc po zimnej posadzce.
                – Karany?
                – Nadpobudliwość, pobił kolegów i tyle  – mruknął z wyraźnym zniechęceniem.
                Oliver sięgnął po leżącego na stole crunchiego po czym ze smakiem ugryzł kawałek marszcząc brwi.
                – Cóż, może przesłuchajmy jego rodziców, myślę, że przynajmniej trochę potrafią pojąć powagę sytuacji i zrozumieją, że fałszywe zeznania wpłyną na niekorzyść zarówno ich jak i syna.
                - Strzel sobie kulką w głowę i jeśli trafisz tam gdzie oni zapytaj się ich, a kiedy już ci powiedzą to nawiedź mnie w nocy wraz ze świeżutkimi informacjami - blondyn westchnął podpierając się z tyłu rękami i powoli podnosząc.
                - Czyli równie dobrze możemy przesłuchać Perrie - brunet odparł z kpiną w głosie przeżuwając kolejny kęs batona.
                Czekał aż Niall się zaśmieje jednak kiedy taka chwila nie nastała podrapał się zniesmaczony w tył głowy uświadamiając sobie, że skoro nawet Irlandczyk, którego narodowość słynie z wiecznie dobrego humoru nie ma ochoty na żarty jest doprawdy źle.

*
                Po długim, wąskim korytarzu roznosił się charakterystyczny odgłos kroków stawianych w ciężkich policyjnych butach. Chłód emanował nie tylko od szarych ścian czy białego sufitu pomalowanego farbą olejną, ale również i ciszy zakłócanej jedynie stukotem obuwia. Po zimnej posadzce wyłożonej czarnymi płytkami pewnie stąpały trzy osoby: Horan, Murs i Sheeran. Ich cienie leniwie przesuwały się wzdłuż ścian co dodawało tajemniczej atmosfery.  Każdy z nich miał wiele do powiedzenia, jednak żaden nie odważył się póki co odezwać. Woleli milczeć nie chcąc tego pozornie niemiłego momentu zepsuć.
                Niall spojrzał ukradkiem na idącego po jego lewej stronie Edwarda Sheerana, którego mimo wiecznie otaczającej go ciszy nie dało się zapomnieć z powodu wyjątkowo rudych włosów i przyjaznego błysku w oku. Posterunkowy wydawał się być bardzo miłą osobą, jednak niebywale zamkniętą w sobie i nieśmiałą co dodawało mu w pewnym stopniu uroku.
                - Więc… - zaczął powoli Horan. Stwierdził, że skoro to właśnie on ma wszystkie odziały londyńskiej policji na każde swoje wezwanie musi wziąć się na odwagę. – Co chciałeś mi powiedzieć, posterunkowy Sheeran.
                Ed cicho odchrząknął drapiąc się w tył głowy.
                - Jest tu pewna dziewczyna, która uparcie twierdzi, że dużo wie w sprawie Perrie Edwards, jednak chce rozmawiać tylko i wyłącznie z panem.
                Niall zaśmiał się gorzko w duchu, doskonale wiedział, że Edward jest od niego starszy przynajmniej cztery lata i to, że nazywał go „panem” wydało mu się okropnie idiotyczne i może odrobinę żenujące? Aż tak staro wyglądał? Aż tak źle?
                - Tylko ze mną? W cztery oczy, tak? – chłopak przystanął czekając na to, aż rudy skinie głową.
                - Tak, wydaje mi się jednak, że najlepiej będzie jeśli zaprowadzimy ją do pokoju pełnego ukrytych kamer i tam ją pan…
                - Bądźmy sobie na „ty” – Niall nie wytrzymał więc skrzywił się z niezadowoleniem przerywając mu.
                - Dobrze – wyjąkał Ed. – Tam ją przesłuchasz, a jeśli będzie chciała coś kombinować spokojnie ją na tym przyłapiemy, wydaję się być sprytna, ale na takie też jest sposób.
                -Okej, więc zaprowadź ją tam, zaraz dołączę – Horan rozkazał starszemu po czym pociągnął Olivera za ramię w głąb korytarza.
                Chłopak rozważał czy dobrze postąpił, jednak co mogłoby być w tej decyzji złego? Może trafić na zwykłą dziewczynę, która coś o tym wie i im pomoże, lub na oszustkę, która brała w tym udział co tak czy siak da im liczną przewagę i dobrą drogę do zakończenia tej sprawy. Nie ma nic do stracenia.
                - Staraj się wyglądać seksownie, dziewczyny i tak lubią facetów w mundurach, ale to da ci kilka plusów – zaśmiał się Oli mrugając do kolegi.
                - Murs, mamy sprawę zabójstwa młodej dziewczyny, a ty próbujesz mi znaleźć dziewczynę, przestań – warknął Niall strzepując niewidzialny pył ze swojego ramienia. Faktem jednak jest, że w głębi zarumienił się, ponieważ to wydawało mu się niezwykle miłe, nie tylko dlatego, że kolega mu pomaga, ale i w pewnym stopniu musi uważać go za atrakcyjnego.
                - Właśnie tak, ma być poważnie i oficjalnie – z gardła Oliego wyrwał się niski chichot co wywołało u Nialla falę gniewu, jednak postanowił on zapanować nad nią, ponieważ to, co mógłby pod jej wpływem zrobić jedynie pogorszyłoby sytuację.
                - Widzimy się za godzinę, zrób coś przynajmniej raz dobrze i dokładnie przeszukaj akta chłopaków z tego zespołu – mruknął blondyn napięcie się odwracając i ruszając w kierunku sal przesłuchań.
                - Ja przynajmniej pilnuję swoich obowiązków! – krzyknął rozbawiony Oli aby odgryźć się koledze jednak ten zignorował to idąc dalej.
                Młody mężczyzna przystanął obok wejścia do jednej z sal przesłuchań tuż przy czekającym już na niego Edzie. Rudy widząc go przyjaźnie się uśmiechnął podając mu wypełnione akta dziewczyny.
                - Wiesz co masz robić – Sheeran zdobył się na mrugnięcie po czym wskazał dłonią na wejście do pomieszczenia.
                Wchodzącego do sali młodego mężczyznę uderzył mocny zapach pomarańczy pomieszanej z narcyzem co od razu przyniosło mu na  myśl Youth Dew, perfumy, które wręcz ubóstwa żona jego brata. Pierwszym skojarzeniem Nialla z tą wonią była zadziorność i nieprzewidywalność co według niego nie wróżyło nic dobrego.
                Horan spokojnie przemaszerował w kierunku stolika, przy którym siedziała wysoka szatynka o zabójczo porywających  niebieskich oczach. Jej usta ozdabiała mocna, czerwona szminka, a rzęsy dość wyraziście podkreślone były czarną mascarą, co tylko przekonało Horana o jej prawdopodobnej zadziorności.
                - Cześć – dziewczyna promienie uśmiechnęła się na widok blondyna. – Pan Horan? – zagryzła wargę niepewnie skanując twarz chłopaka.
                - Tak, zgadza się – Niall głośno przełknął ślinę widząc dziewczynę, która całkowicie go rozproszyła. – Tak – powtórzył widząc ukradkiem  jak zakłada nogę na nogę pod metalowym stolikiem.
                Trwało to naprawdę długo, szczególnie punktem widzenia Nialla, który stracił rachubę czasu w tym samy czasie, kiedy ujrzał delikatne dołeczki w policzkach dziewczyny. Po prostu stał tam jak słup dokładnie mierząc ją i jej wymiary wzrokiem oraz co rusz głośno przełykając ślinę czy najszybciej jak się dało mrugając. Chciał się wybudzić, wiedział, że wygląda to trochę mało profesjonalnie. Mogło również mu się wydawać, ale miał dziwne w uczucie, że w pewnym momencie nieświadomie uśmiechnął się.
                - Już? – dziewczyna głośno zaśmiała się widząc stan w jakim jest chłopak
                Właśnie w tym momencie bańka nieodwracalnie prysła. Chłopak potrząsnął rozkojarzony głową po czym podrapał się w tył głowy. Dotarło do niego, że wszystko co robi jest złe (w tej samej chwili również zrozumiał, że całe jego życie jest wadliwie wykonanym błędem, ale to już rozdział poświęcony dla innej opowieści). Pomyślał, o tym, że może jednak Oliver miał rację? Może on faktycznie jest dużym dzieckiem, które niewystarczająco dorosło do prawdziwego życia? Nie chciał o tym myśleć i nie mógł, teraz musiał zająć się pracą.
                - Tak, przepraszam – odchrząknął siadając na niewygodnym krześle naprzeciwko dziewczyny. – Zamyśliłem się – dodał po chwili co wywołało chichot u niebieskookiej i nie, Niall wcale nie uznał tego za słodkie. To nie czas na miłosne, nastoletnie problemy niczym z kiczowatych seriali, które oglądają stare panny lub samotne rozwódki.
                - A więc, Clarie – zerknął w akta, aby upewnić się, że nie przekręcił imienia. – Jak dużo wiesz w tej sprawie?
                - W sumie, to niewiele, ale wydaje mi się, że jest to dość istotna sprawa, co powoduje, że całkiem sporo – zaczęła kładąc dłonie na chłodny stolik, a kiedy Niall skinął głową w geście, że słucha kontynuowała. – Dosłownie kilka minut przez tym jak przed apartamentem zgromadziły się miliony policyjnych radiowozów, karetka i straż pożarna z posesji wybiegł pewien chłopak.
                - Jeszcze przed…
                - Tak, kilka sekund przed pojawieniem się sprzątaczki na horyzoncie, właśnie wtedy wracałam z zakupów i wnosiłam torby do domu, kiedy on biegł i wytrącił mi jedną z rąk, chamstwo, ale widać było, że bardzo mu się spieszyło. Myślałam, że to kolejny zawiedziony kochanek Perrie, może się pokłócili, albo coś…
                - Wybiegł z domu? – Niall zmarszczył brwi.
                - Nie, nie widziałam tego, jedyne co pamiętam to to jak biegał wokół niego – Clarie zmarszczyła czoło w celu przypomnienia sobie wszystkich szczegółów. – Coś jakby go okrążał, kręcił się obok niego. Dużo zaglądał w okna!
                Niall zanotował każde słowo wypowiedziane przez dziewczynę w aktach po czym uniósł wzrok znad kartki.
                - Wszystko? Masz podejrzenia kto to?
                - Tak mi się wydaje – Clarie uśmiechnęła się chłodno. – Harry Styles.
                - Dziękuję – blondyn nawet nie pofatygował się powiedzieć coś na pożegnanie dla dziewczyny ponieważ doskonale wiedział, że skończy się to kolejnym osłupieniem i zbłaźnieniem się przed osobą płci przeciwnej.
                Wstał z krzesła co wywołało głośny trzask ocierającego się metalu o posadzkę po czym ruszył w kierunku drzwi zamykając je z hukiem.
                - Co to było, to na początku, Horan? Hm? – zaśmiał się Murs z wielkim uśmieszkiem wpatrując się w ekran laptopa, na którym widać było podgląd z jednej z kamer.
                - Daruj sobie, to chyba norma, co? – Niall rzucił akta o biały stolik patrząc na Eda i Olivera, którzy popijali kawę w niebieskich kubków.
                Irlandczyk postanowił zrzucić winę na swoją płeć. Stwierdził, że u samotnego faceta w jego wieku takie stany czy patrzenie się na piersi, lub pośladki są jak najbardziej normalne. Oczywiście tych ostatnich wcale nie próbował robić, prawda, panie Horan?
                - Muszę ci znaleźć dziewczynę – Oli westchnął odstawiając kubek na bok.
                Niall już otwierał usta, aby mu się jakoś odgryźć kiedy nagle poczuł znajome wibrowanie w kieszeni i dźwięk dzwonka.
                - Słucham? – blondyn wymamrotał z wyraźną niechęcią po naciśnięciu na zieloną słuchawkę.
                W słuchawce zabrzmiał niski, zdenerwowany głos.
                - Horan, przyjeżdżaj, mamy kolejne morderstwo…


*
                Niall wraz z Ollym i Edem wyszli z policyjnego radiowozu podążając w stronę malutkiego, jednopiętrowego domku znajdującego się na dość spokojnych obrzeżach zatłoczonego Londynu. Minęli się z kilkoma komisarzami wymachując im policyjnymi legitymacjami przed nosem po czym przeszli przez żółtą taśmę i znaleźli się na wyłożonym kamieniami chodniku prowadzącym do małego, zadaszonego czerwoną blachą ganku. Weszli do domu i od razu każdego z nich uderzyła mocna, drażniąca nozdrza  woń dymu.  Déjà vu?
                - Horan! Jak dobrze cię widzieć, przybywasz w samą porę! – Niall rozpoznał Jessego Rutherforda, aspiranta, który zajmował się zachodnimi obrzeżami Londynu.
                - Cześć, Jess – blondyn uścisnął jego wyciągniętą dłoń i obrócił się wokół własnej osi.
                - Czyj to tak właściwie dom? – wskazał na malinową ścianę zapełnioną fotografiami, chłopak miał dziwne wrażenie, że jedna z twarzy znajdująca się na niektórych z nich jest mu skądś dobrze znana.
                - Państwo Nelson, bardzo przyjazna rodzina, aż żal serce ściska kiedy pomyślę o tym, co się wydarzyło. Żadnych wrogów, spokojni ludzie, a dziś ich córkę Jessicę znaleziono…
                - Chwila. Jesy Nelson? – Niall zamarł. Nie mógł uwierzyć, że ciemnowłosa nie żyje, ponieważ zaledwie wczoraj z nią rozmawiał.
                Rutherford skinął głową
                - Znasz ją?
                - O Jezu… To jest niemożliwe! – Niall zaśmiał się gorzko. – Jeszcze wczoraj ją przesłuchiwałem w sprawie Perrie Edwards.
                Horan usłyszał ciche „oh” Jessego po czym głośno westchnął. Trzy rzeczy były już pewne: Perrie nie mogła popełnić samobójstwa, to nie był przypadek i sytuacje będzie szła coraz dalej. Niall przeklął w duchu zdając sobie sprawę z powagi tej sytuacji. Zrozumiał, że kolejne osoby również będą mordowane z nikomu niewiadomego powodu.
                - Oliver – Irlandczyk zaczął opanowanym tonem. – Zabezpiecz dokładnie oba zespoły, najlepiej gdybyś zamknął ich w jakiejś klatce czy czymś podobnym…
                - Mam dać ich pod ostry nadzór? – Oli zmarszczył czoło nie bardzo rozumiejąc słowa kolegi z pracy.
                - Mamy wiedzieć co robią, mieć ich pod ochroną, Oliver! – Niall powoli wpadał w szał, głośno krzyknął jednak widząc przerażoną minę Sheerana uspokoił się poprawiając krawat. – Natychmiast.
                - Byłoby dobrze gdybym zorganizował kolejne przesłuchanie? – wyjąkał Ed drapiąc się w tył szyi. Niepewnie spojrzał na Nialla nie wiedząc jak zareaguje.
                Niall odchrząknął, czuł rosnącą w jego gardle bolesną gulę.
                - Tak, byłoby dobrze – odparł po czym Sheeran ruszył za Mursem w kierunku głównych drzwi domu.
                Młody mężczyzna dokładnie przeskanował wzrokiem jasne pomieszczenie, które uznał za salon po wielkim telewizorze w rogu i kanapach po czym w szybkim tempie odwrócił się w kierunku aspiranta Rutherforda kiedy ujrzał wynoszone zwłoki dziewczyny. Poczuł nieprzyjemny, zimny dreszcz na dole jego kręgosłupa.
                - Jacyś świadkowie?
                - Jeden – Jess zakołysał się do tyłu i do przodu na piętach jednocześnie wyjmując z tylnych kieszeni czarnych spodni zwój papierów. – Straszy pan, sąsiad.
                - Widział coś? – mruknął lekko poddenerwowany.
                - Jednego chłopaka, który wychodził z domu kilka minut przed tym jak weszła do niego rodzina i znalazła Jesy.
                - Znasz jego imię i nazwisko czy nie? Współpracuj do cholery! – Niall warknął zirytowany całą sytuacją choć mógł to również być skutek uboczny niezwykle nasilonych nerwów.  
                - Harry Styles.


***

I oto jest! Długo wyczekiwany, ale w pewnym momencie zwątpiłam ugh. Pisałam go chyba wszędzie: na matematyce, na języku polskim, na łacinie, na fizyce, u lekarza, w parku, przed domem, w łazience, w kuchni, na mieście, przed ratuszem... Chciałabym wam też coś powiedzieć: Zależy mi na waszej opinii i na tym ile osób czyta tego bloga, więc proszę was, jeżeli wam się nie podoba lub podoba napiszcie swoją opinię w komentarzu i uzasadnijcie ją, to dla mnie baaaaaardzo ważne, a jeśli nie to po prostu napiszcie ":)" na znak, że czytacie tego bloga. Nie mam wersyfikacji, więc wystarczy tylko napisać, wy macie za zadanie wysłać do mnie dwa znaki, podczas gdy ja napisałam ponad 2.6 słów. Dalsze rozdziały będą dłuższe i akcja się rozkręca, będzie romans, to wam zdradzę, ale nie cukierkowy, spokojnie. Planuję jeszcze  przynajmniej 12 rozdziałów, więc nie martwcie się, że to szybko wyjdzie na prostą. 

Jeżeli chcecie być informowani, piszcie :)

Karola.

środa, 5 lutego 2014

Chapter One

                Jeszcze chwilę zajęło zanim Niall pokładał wszystkie zebrane myśli w swojej głowie. Najpierw, zaraz po ustaleniu w jakiej jest sytuacji na myśl przyszedł mu stojący obok Olly, który posiadał zaledwie o rok większe doświadczenie. Dobrych policjantów o sporej wprawie w takim mieście jakim jest Londyn nie brakowało, a do zadania wręcz przesiąkniętego intrygą, kłamstwami i głęboko ukrytymi tajemnicami idzie robaczek z zaledwie czterema miesiącami doświadczenia. Horan podświadomie wyczuł w tym nieznany jeszcze nikomu interes Grimshawa, jednak w żaden możliwy sposób nie mógł zrozumieć jaki. Każdy na stanowisku Nicka mógł łatwo przeanalizować, że początkujący posterunkowy nie da sobie rady z tak wysokiej wagi zadaniem, z którym wiązało się również odpędzanie się od mediów. Ciągle jednak pozostaje pytanie, które poczęło wyrządzać nieprzyjemny ból w głowie Irlandczyka: Co nadkomisarz Grimshaw chciał przez to zdobyć?
               
*
Nialler upił ostatni łyk swojej już czwartej kawy tej nocy przerzucając kolejną kartkę. Młody mężczyzna skrzywił się na smak goryczy w ustach po czym odstawił beżowy kubek z głośnym hukiem na jasny, sosnowy stolik. Sprawa tak jak ocenił na pierwszy rzut oka była wielką plątaniną, gdyż dwudziestoletnia Perrie w swoim krótkim życiu pełniła pracę jako piosenkarka na światową skalę z chłopakiem o podobnym stanie co dawało milion różnych przypuszczeń. Fan, fanka, chociażby kolega z pracy zarabiający więcej, to mógł być każdy co bardzo utrudniało całą sprawę.
                - Olly, sprowadź mi tu natychmiast oba te zespoły! – krzyknął blondyn podrywając się gwałtownie z miejsca co sprawiło lekki podmuch wiatru. Teraz dzięki temu cała górna warstwa kartek znalazła się na podłodze.
                - To nic nie da, zespół tej dziewczyny ma od dwóch tygodni urlop, więc każda z nich prowadzi w miarę spokojne życie w swoim rodzinnym domu, a chłopaka w trasie koncertowej po Ameryce… - mruknął niechętnie Olly zmieniając pozycje na teoretycznie wygodniejszą.
                Jedyną osobą, której niebieskooki ufał w stu procentach był Murs, który nie licząc wszystkich działów policyjnych z okręgu całego Londynu, psychologów i detektywów,  których miał na wyciągnięcie ręki pomagał mu przy tej żmudnej pracy. Ten jednak niestety preferował smaczną drzemkę chociażby na niewygodnej  kanapie w policyjnym biurze niżeli całonocne przeglądanie akt.
                - Natychmiast – z lekka zniecierpliwiony Niall powtórzył ostrym tonem. Doprawdy trudno było ruszyć jego stalowe nerwy, jednak Murs powoli dążył już do perfekcji w tej dziedzinie.
*
                W powietrzu unosił się ostry dym papierosowy, który wydobywał się prosto ze szluga Mursa. Mężczyzna ostatni raz, mocno zaciągnął się tytoniową wonią, po czym cisnął „zatruwaczem” (jak to zawsze mawiała jego matka) w czarną, kwadratową popielniczkę.
                Pokoik był mały, jednak nie sprawiał poczucia babcinej przytulności. Szare ściany i ciemna, brązowa podłoga oraz małe, zakratowane okna twardo uniemożliwiały to. Przy ścianie stały trzy krzesła, a naprzeciwko ich jeszcze jedno, które dumnie zajmował Oliver Murs. Mężczyzna na zmianę wpatrywał się to w dokumenty, to w siedzące przed nim przerażone dziewczyny.
                - Komplet – mruknął jakby sam do siebie.
                Drobna dziewczyna o fioletowych włosach, która (według jego domysłów) nazywała się Jade zwróciła jego uwagę.
                - Właściwie to nie, brakuje Perrie.
                Olly zaśmiał się gorzko w duchu. Dokładnie w tej sekundzie uświadomił bowiem sobie, że za chwilę będzie musiał powiadomić trzy młode dziewczyny o śmierci ich przyjaciółki. Coś, w głębi Mursa gwałtownie się poruszyło sprawiając ból. Stres? Strach? Nic z tych rzeczy. Należało to według jego do rzeczy tysiąckroć gorszych niż zżerający cię stres przed ważnym sprawdzianem czy też lęk po obejrzeniu horroru. Równało się to bardziej do boleści związanej ze złamaniem nogi bądź wbiciem noża w rękę.  
                - To, co zaraz powiem… nie będzie należało do tego, co najmilsze – wychrypiał. – Wczoraj po południu znaleziono ciało Perrie.
                Nastąpiła cisza, która pożerała każdego znajdującego się w pomieszczeniu od środka. Jade boleśnie, aż do pobielenia knykci zacisnęła pięści, dało się zauważyć jak bardzo próbowała się nie rozpłakać. Leigh-Anne, która przedstawiła się Oliverowi zaraz przed wejściem do pokoiku otarła jedną, samotnie spływającą po policzku łzę, która niczym ciężarek na sznurku pociągnęła za sobą następne. Jesy za to schowała twarz w dłoniach, jakby chcąc odizolować się od wszystkiego, co ją otacza.
                Nagle z osłupienia wszystkich wyrwała Leigh-Anne, która niczym wyłowiona z wody zaciągnęła się powietrzem odzyskując „przytomność”.

                - Czy Zayn o tym wie?

*
                Zaraz obok, we wręcz identycznym pomieszczeniu odbywała się podobna rozmowa, w tej jednak brali udział sami mężczyźni.
                Niall mruknął kilka niezrozumiałych przekleństw kiedy przez przypadek zatrzęsły mu się ręce i upuścił wszystkie kartki na ziemię. Blondyn pośpiesznie pozbierał wszystkie papiery i z powrotem usadawiając się na kancie taniego biurka przeleciał wzrokiem po zdezorientowanych twarzach chłopaków siedzących przed nim.
                On znał już całą prawdę, a w dodatku nie zginął nikt z jego rodziny co wywołało u niego o wiele mniejszy smutek niżeli kiedy umarłby ktoś mu bardzo bliski. Potrafił jednak doskonale wyobrazić sobie to, co czuję się zarówno siedząc w niepewności jak i wiedząc już wszystko.
                - Cześć – zaczął cicho, jednak wypowiadanie dalszych słów uniemożliwiła mu ogromna, gromadząca się w jego gardle gula.
                Niebieskooki cicho odchrząknął.
                - Cześć, jestem Niall Horan z Londyńskiego Wydziału Policji Kryminalnej, spokojnie możemy być sobie na „ty”, jestem jakby nie było niewiele od was starszy, prawda? Nie musicie się stresować, żadnemu z was póki co nie grozi nic złego, jednak jesteście tu by dowiedzieć się czegoś…
                Niebieskie oczy dokładnie zbadały reakcje każdej twarzy. Nie było dla niego zdziwieniem, że zagościł na nich jeszcze większy lęk.
                - Jestem Liam, ale tak właściwie czego się dowiedzieć? – odezwał się najbliżej siedzący okna brunet marszcząc brwi.
                W gardle Nialla zagościła kolejna, nieprzyjemnie drażniąca gula, która tym razem była znacznie większa od swojej poprzedniczki. Chłopak powtarzał sobie w duchu, że tak tylko mu się wydaje, jednak kiedy spróbował wypowiedzieć jakieś słowo przekonał się, że jest przeciwnie niż sobie wpaja. Mógł spokojnie dać uciąć sobie rękę w zakładzie, że denerwował się równie co siedzący przed nim Liam, Louis i Zayn, których imiona znał z akt.
                Wreszcie wziął się na odwagę, aby wychrypieć:              
                - Wczoraj w okolicach godziny piętnastej znaleziono ciało Perrie Edwards w jej domu, w Londynie.
                Podobnie jak w pokoju obok zapadła teraz okropna, grobowa cisza. Liam nie dowierzał, próbował nawet dopatrzeć się w twarzy policjanta chociażby krzty drwiny czy oznaki głupiego żartu, jednak szybko dotarło do niego, że nie miałoby to nawet najmniejszego sensu. Siedzący pośrodku Louis podobnie jak Jesy schował swoją twarz w smukłych dłoniach.
                - Żartujesz sobie? Żartujesz! Czy ty siebie słyszysz? Ona nie mogła zginąć, jest młoda, ma przed sobą całe życie… Powiedz jeszcze, że mnie podejrzewacie o to zabójstwo, a będą mnie od ciebie odciągali – ryknął Zayn gwałtownie wstając.
                Mulat powoli zbliżał się na niebezpieczną odległość do Nialla, jednak ten ani drgnął, nawet nie przejmując się tym. Spodziewał się różnych reakcji i tak właśnie wyglądała jedna z nich. Na ramieniu Malika szybko znalazła się ręka Liama, która natychmiastowo została strzepnięta.
                - Zayn, uspokój się…
                - Zayn, uspokój się – powtórzył z drwiną w głosie chłopak o kruczoczarnych włosach. – Powiedz mi jak?
                - Doskonale cię rozumiem, a nikt cię o nic nie podejrzewa, rozumiesz?
                Rozumiał. On doskonale to rozumiał, jednak nigdy nie stwierdziły tego ani na głos, ani w duchu. To było w nim najgorsze zaraz po towarzyszącej mu na każdym kroku, ujawniającej się w najczarniejszych momentach agresji. On był rozdarty w środku, chciał krzyczeć, jednak bał się. Bał się samego siebie i wszystkiego co go otacza. Jego lęk dotyczył również utraty ukochanej i powoli docierało do niego, że bez niej był nikim. Czuł jak idzie nieodwołalnie na dno.
                - Nie! – krzyknął Zayn. – Ona żyje!
                Chłopak powoli zsunął się na kolana cicho łkając i powtarzając „Ona żyje” niczym przeklętą mantrę.

*
                Młody policjant wprowadził Liama do celi przesłuchań. Wskazał mu miejsce gdzie ma usiąść uprzednio zamykając kraty kluczem, który tkwił w pęku przyczepionym do jego mundurowych spodni. Niall podążył za Paynem na środek chłodnego pomieszczenia  po czym zajął miejsce po przeciwnej stronie metalowego stolika.
                - Usiądź, śmiało – Horan uśmiechnął się pokrzepiająco.
                Liam zaklął cicho uświadamiając sobie jak niewygodne jest krzesło, szczególnie dawało się to we znaki teraz, po kilkugodzinnym locie. Chłopak rozmasował pulsujące miejsce na bolącym kolanie wyciągając je pod stolikiem.
                - Nienawidzę szybkich lotów prawie tak bardzo jak zmiany czasu – zaśmiał się cicho brunet, a w jego głosie nie było słychać żadnej radości czy też powodu do śmiechu. Niall mu przytaknął.
                - Chciałbym wiedzieć jakie były ich relacje – zaczął powoli Niall
                - Niewiele wiem – Payne uśmiechnął się gorzko. – Zayn nie należy do zbytnio wylewnych, ale mogę zaświadczyć, że kochał ją całym sercem. Przy niej zawsze się wyciszał, traktował ją niczym najcenniejszy skarb. Czasami miewałem wrażenie jakby zasłaniał ją własnym ciałem nie dając innym na nią patrzeć. 
                - A jaki był stosunek Perrie do Zayna? – przerwał mu Niall zauważając, że Liam za wszelką cenę próbuje pominąć ten temat.
                - Tu już nie było tak kolorowo. Nie ukrywajmy, Perrie była nie tylko strasznie ładna, ale również seksowna co wzbudzało sporą uwagę mężczyzn i kilka razy to wykorzystała – niechętnie skrzywił się Liam. – W dodatku mogę też powiedzieć z moich własnych stwierdzeń, że Pezz bardzo upodobała sobie owijanie płci przeciwnej wokół palca. Rozmawiałem z dziewczyną może cztery razy w swoim życiu, a próbowała na mnie swoich sztuczek.
                Niall podsumował szybko w swojej głowie co już na pierwsze zetknięcie zarówno wykluczyło kilka przewidywanych przez niego opcji jak i dodało. Blondyn dwukrotnie podkreślił w swojej głowie przypuszczenie motywu zazdrości.
                - Hm, no dobrze – niebieskooki podrapał się niepewnie w tył głowy. – Możesz już wyjść. Gdybym miał jeszcze jakieś pytania będę dzwonił i gdybyś też przypomniał coś sobie ty dzwoń. 
                Irlandczyk wstał po czym ciężkim, typowym dla policjanta krokiem ruszył w stronę żelaznych krat. Przekręcił mały kluczyk w zamku kiwając znacząco do nadal siedzącego przy stoliku bruneta, który również powolnym krokiem podążył w tamtą stronę.
                - Radziłbym ci teraz rzadziej wychodzić z domu i bardziej na siebie uważać – Niall zatrzymał go w momencie, kiedy się mijali.
                - Sugerujesz, że grozi nam coś? – Brytyjczyk niepewnie zmarszczył brwi, próbując wyszukać to, co Horan miał przez te słowa na myśli.
                - Tego nie wiadomo, takie mam przeczucie, a lepiej jest dmuchać na zimne – wyszeptał niebieskooki po czym Liam na odchodne kiwnął głową i zaczął kierować się wzdłuż długiego, jasnego korytarza. Niall jeszcze długo po tym, jak sylwetka Payne’a zniknęła mu na schodach z oczu stał w jednym miejscu dokładnie analizując wszystkie informacje pozyskane od chłopaka.

*
                - No i jak? – Oliver zapytał podczas zalewania wrzątkiem kubków z herbatą.
                - Liam i Louis wiedzą tyle samo, czyli wielkie nic, co mogłoby nam wystarczająco pomóc, a Zayna zabrał psycholog, chłopak się naprawdę bardzo załamał – wydukał tępo Niall lustrując wierzch idealnie czystego stolika. – On ją kochał, jej zdarzyło się go zdradzić… Bardzo jestem ciekaw jego reakcji na to ostatnie.
                Murs postawił oba kubki na stoliku następnie upijając mały łyk ze swojego. Brunet skrzywił się czując gorąc rozpalający jego podniebienie.
                - To tak jak dziewczyny, myślisz, że mogliby się zmówić?
                - Wątpię, chłopaki nie opowiadali jakby ze scenariusza i nie wyglądało to na zwyczajnie udawane. A co z rodziną Perrie? – Niall przybliżył do siebie swoją herbatę przyglądając się koledze.
                - Matka nie kontaktuje, a ojciec i brat są pod nadzorem psychologa, nie dało się z nimi w żaden możliwy sposób porozmawiać – mruknął cicho zniechęcony Olly.
                Niall powoli czuł, że sytuacja staje się o stokroć trudniejsza niż przewidywał, jednak posiadał w sobie odrobinę upartości i nie miał nawet najmniejszego zamiaru przyznać się do tego. Za każdym razem, kiedy przez jego głowę przechodził obraz opadającego na ziemię Zayna czy chociażby wyobrażenie załamanej matki Perrie cała determinacja zamieniała się w niewidzialny pył.
                - Myślisz, że damy radę? – z zamyślenia wyrwał go Olly, który jakby czytał w jego myślach  i wyczuł tę chwilę.
                - Musimy – wyszeptał Horan upijając łyk herbaty.
               
               
***

I oto przybywam z pierwszym rozdziałem! I jak wam się podoba? :) Liczę na szczere opinie :) Pisanie tego okazało się wręcz masakrą piłą motorową, ponieważ nie dość, że brakowało mi weny to jeszcze kiedy  już kończyłam wyłączył się komputer i wszystko diabli wzięli. Na szczęście mam dobrą pamięć, uff xd +++ Jeśli chcecie być informowani to śmiało piszcie :) +++ Rozdział dedykuję wspaniałej Julce :) 

Karola

sobota, 11 stycznia 2014

Prologue

Horan usiadł na czarnej sofie bezwiednie przeskakując po kanałach telewizyjnych.  Jedyną rzeczą, którą teraz, po całym dniu papierkowej roboty potrzebował była puszka złocistego, schłodzonego piwa, jednak ze zwykłego lenistwa ułożył się wygodniej na meblu zadowalając swoje pragnienie samym wyobrażeniem napoju.
Młody policjant źle znosił tak nagłą zmianę otoczenia i nie ukrywał, męczyła go rutyna, której z każdym dniem coraz bardziej nabierał. Widział jednak w Londynie duże możliwości, a zawsze kiedy przed oczami stawał mu obraz jego dumnej matki zapał znów powracał.  Plusem był również fakt, że blondyn spełniał swoje dziecięce marzenia, co dodawało mu determinacji w chwilach zwątpienia. Który chłopiec nie chciałby zostać policjantem, w dodatku na wydziale śledczym?  Tam zawsze się coś dzieje, szczególnie w takim mieście jak to, które jest wręcz przesiąknięte odorem bezprawia i ciągłych morderstw. Były jednak dni, kiedy ”robaczki” (jak to zwykli mawiać starsi koledzy na posterunkowych) musiały odwalać całą ”brudną robotę, a tego Niall nienawidził z całego serca. Wiedział jednak, że mimo wszystko jest ogromnym farciarzem i ma ten zaszczyt wchodzenia na teren zbrodni.
Chłopak cicho zaklął słysząc głośną melodię swojego dzwonka. Leniwie przyłożył telefon do ucha uprzednio naciskając zieloną słuchawkę.
- Słucham – wychrypiał słabym głosem, brak towarzystwa, z którym można by w wolnej chwili porozmawiać  dawał się we znaki.
- Masz robotę, Horan, jestem pewny, że się ucieszysz – blondyn rozpoznał brzmienie swojego kolegi z pracy, Mursa. Wbrew pozorom nie licząc ciągłych oklepanych żartów o piersiach i humorkach kobiet Olly nie był taki zły, wiele pomógł Niallowi. Było to może spowodowane tylko tym, że sam pracował tu od roku i doskonale wiedział jakie są początki? Cóż, byli dla siebie jak bracia.
Oczy Irlandczyka automatycznie powiększyły się niczym u małego dziecka, które przed sekundą dostało zabawkę. Po tonie głosu przyjaciela i syrenach dobiegających ”z oddali” stwierdził, że nie będzie to znowu nudna robota w biurze, a nareszcie prawdziwa akcja. Z trudem powstrzymał się od uśmiechu, ponieważ przeczuwał, iż jest związane z tym morderstwo i po prostu mu nie wypada.

*
                Niall niemalże na jednym wdechu ubrał się w swój roboczy mundur i popędził na miejsce wyznaczone przez Mursa. Zaparkował samochód na poboczu jednej z najdroższych ulic Londynu i od razu przez jego głowę przeszły miliony scenariuszy zdarzeń, które mogły tu zajść, lecz postanowił, że najpierw dokładniej pozna sytuację, a dopiero potem weźmie się za ogólną ocenę.
                Przeszedł przez żółtą taśmę wymachując legitymacją policyjną (która była jego kluczem do szczęścia) komisarzom stojącym obok po czym pokierował się w stronę wejścia do apartamentu. Z zewnątrz dom wyglądał jak na jego oko wspaniale, białe ściany z gdzieniegdzie ceglanymi dodatkami, dwa piętra, duże okna, czerwony dach i ogromny, drewniany balkon. Niall w jednej chwili uświadomił sobie, że to tylko północne ”skrzydło” budynku, więc z pozostałych trzech stron musi wyglądać to równie dobrze, a nawet lepiej. Wszedł do środka i od razu uderzył go swąd spalenizny, który najprawdopodobniej – według jego domyśleń – dobiegał z salonu.
- Nieźle to wygląda, prawda? – chłopak poczuł szturchnięcie w plecy, a do jego uszu dobiegł znajomy głos Olly’ego. – Ciekawe ile musiałbym pracować na taką chatę… Prawie poszło z dymem… - młody mężczyzna podrapał tył swojej głowy tym samym obracając się wokół własnej osi i analizując straty.
- A więc co się tak właściwie tutaj stało? – Horan odwrócił się w stronę przyjaciela ignorując jego zawodzenia na temat spraw finansowych.
- Morderstwo, dwudziestoletnia dziewczyna, jakaś aktorka czy coś… Piosenkarka! Właśnie! O takim zespole jak One Direction słyszałeś? Dziewczyna jednego z nich…  Dostała rurą w głowę, sprawca ją podpalił, aby zamaskować ślady, ale sprzątaczka minutę po zdarzeniu weszła do domu i zadzwoniła po policję i straż – młody mężczyzna zmarszczył brwi jakby próbując sobie przypomnieć więcej szczegółów.
                Niall jeszcze raz rozejrzał się po domu, który do najbiedniej urządzonych nie należał.   Białe ściany z czerwonymi wzorami, ciemne, dębowe meble, bordowa kanapa stojąca na podłodze o takim samym ubarwieniu jak umeblowanie i biały dywan, na którym funkcjonariusze zabezpieczali ciało.
                Irlandczyk zdał sobie sprawę, że zabójstwo nie mogło być przypadkiem, a interesem w który wmieszani są zawodowcy. Konkretny powód, dobrze zaplanowana akcja, nie będzie łatwo. Chłopak miał już zadać kolejne pytanie Olly’emu kiedy doszedł do niego jeszcze jeden znajomy głos, brzmienie, które nie należało do jego ulubionych.
- Kogo ja tu widzę! Horan! Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość! – Nick zaśmiał się serdecznie do Nialla podając mu dłoń. Ilekroć blondyn nie dotykałby tej szorstkiej dłoni  tyle razy przez jego ciało przechodziły niemiłe dreszcze.
                Grimshaw. Czasami młodemu mężczyźnie przychodziło na myśl, że jego identycznie jak wszystkich zwyrodnialców powinno się zamykać w więzieniu, lecz jedynie, aby przestał nieustannie kłapać językiem. Chłopak mógłby przysiąc, że bardziej fałszywej osoby w życiu nie poznał. Najgorszy w tym demonie był ten irytujący, cwany uśmieszek, który niczym u zdemoralizowanego nastolatka przenigdy nie schodził z twarzy.
- Z tej racji, że wyjeżdżam na urlop i mnie niestety ominie ta przyjemność zadecydowałem, że zastąpi mnie właśnie pan. Wszystkie potrzebne papieru podam ci, kolego już zaraz i pozostaje mi życzyć ci jedynie powodzenia – Nadkomisarz podał młodszemu stos dokumentów jedynie mrugając na odchodne.

                Po raz kolejny Niall został przez niego oszołomiony. Postęp otępiania Horana tym razem jednak przekroczył wszelkie bariery i jedyną rzeczą, które biedak mógł zrobić było mruganie. Po prostu stał na środku nadpalonego salonu trzymając stertę kartek, między nieprzyjemnym zapachem dymu i ludźmi, którymi miał kierować. On. Dwudziestotrzyletni chłopak z zaledwie czterema miesiącami doświadczenia na krzyż. 


***
Cześć wszystkim! Oto przybywam z prologiem najnowszego opowiadania J Zdaję sobie z tego sprawę, iż jest krótki, ale chcę, aby ten blog był tajemniczy, więc nie mogłam wiele zdradzić. Liczę na szczere komentarze, ale mam nadzieję, że wam się spodoba.  Wszelkie pytania lub propozycje możecie zadawać tu, w komentarzach lub TU (ostrzegam jednak, że dla anonimowych askowiczów mogę być niezbyt miła, haha). Jeśli chcecie być informowani również możecie pisać (informuję tylko przez twittera) :).